Moje pierwsze uszytki…

Od niedawna jestem szczęśliwą posiadaczką maszyny do szycia, ale to już wiemy z tego wpisu.

W przeciągu ostatniego miesiąca zdążyłam uszyć raptem dwie maskotki i ponaprawiać to i tamto… Więcej się nie udało, ponieważ pojęcie czasu z perspektywy bycia mamą nabrało dla mnie innego znaczenia. Doba jest zdecydowanie za krótka, bo zwyczajnie brak mi czasu dla samej siebie – takiego do spędzenia samej ze sobą…

Królik Tilda

Na pierwszy ogień rzuciłam sobie wyzwanie i stwierdziłam, że uszyję królika Tilda. Dlaczego? Bo znalazłam wykrój w kwartalniku Crafty (wydawnictwo Burda Media) i mogłam go odrysować (aktualnie nie mam pod ręką drukarki). Przyznaję, że nie przemyślałam, że małe rzeczy robi się po prostu trudniej, bo wymagają większej precyzji…
I tak powstał mały koślawiec wypełniony watą, bo jak się okazało przydałoby się trochę wprawy do szycia po łukach… W sumie jestem z niego zadowolona – lody przełamane, maszyna mnie nie pogryzła. ;-)

Przytulanka

Drugą rzeczą za jaką się zabrałam było uszycie już prostszej przytulanki. Pogrzebałam trochę na Pinterest i znalazłam inspirację dla siebie.
Popełniłam kolejne błędy przy jej szyciu, ale na błędach człowiek uczy się najlepiej, bo je przynajmniej szybko zapamiętuje. W sumie chyba nie wyszło najgorzej. Oczy są przyszyte koślawo, ale już nosek i uszka wyszły mi o niebo lepiej – wspominałam już o minimalnym doświadczeniu, które robi swoje… Tego prostokątnego przytulaka zrobiłam w głównej mierze z materiałów recyclingowych. Tułów to stara sukienka ciążowa w kratę od teściowej, górne łapki są ze starej gumki do włosów (kiedyś były takie duże „aksamitki” modne), dolne łapki to znowu jakaś stara spódnica. Nowy był filc na buźkę i uszka, oraz wypełnienie. Tym razem zamiast waty użyłam kulki silikonowej. Była to bardzo dobra decyzja, gdyż wypełnia się nią zdecydowanie lepiej niż watą: nie zbija się, no i jest sprężysta…

Co dalej?

Następnie maszyna przydała mi się do wymiany (rozprucie i ponowne zszycie) wypełnienia w dwóch poduszkach dekoracyjnych. Ścinki owaty poszły do śmieci (oryginalne wypełnienie, którego nikomu nie polecam, bo zbija się w trakcie użytkowania i prania), a zastąpiła je wspomniana już kulka.

Jak podobają wam się moje pierwsze „dzieła”? ;-)