Przyszedł czas na większe szycie…
Padło na duuużego dinozaura, może trochę na wyrost dla mojej córy, ale już teraz sobie na nim ćwiczymy łapanie równowagi. Z efektu jestem naprawdę zadowolona, choć jest parę rzeczy, które mogłabym zrobić zdecydowanie lepiej… ;-)
W oryginalnym projekcie (wykrój i tutorial do niego znajdziecie na anglojęzycznym blogu We Lived Happily Ever After) dinozaur został uszyty z materiału tapicerskiego. Z braku takowego, a także innego „miziatego”, jako chusto-mama, użyłam skrawka materiału „chustowego”, czyli tkaniny skośno-krzyżowej od Little Frog.
Oczy zrobiłam z filcu o grubości 1 mm. Można je przykleić, ja jednak postawiłam na szycie, ponieważ mój berbeć jest na etapie pakowania wszystkiego do buzi. Maskotkę wypełniłam oczywiście kulką silikonową, dużą ilością kulki silikonowej, bardzo dużą ilością kulki silikonowej… Mogłabym jej tam wepchać i jeszcze więcej, bo z założenia nasz Dino miał być zabawką, na której będzie można siadać.
Z małych technicznych wskazówek: swój gotowy wycięty wykrój, przed łączeniem ze sobą części, obrzucałam dookoła ściegiem overlockowym. Wydłużyło to nieco czas pracy nad nim, ale tego kroku nie żałuję. Użyta przeze mnie tkanina ma tendencję do łatwego strzępienia się na brzegach, a dzięki temu zabiegowi nie musiałam się martwić, że Dino rozejdzie się w trakcie wypychania..
Zaczął się za to rozjeżdżać w dwóch miejscach przez moje umiejętności krawieckie, ale ciiiii. ;-)
Jak wam się podoba nasz nowy pasiasty przyjaciel? ;-)